cz. 1 „STS LWÓW – Kolebka nawigatorów”

Autor: Paweł Augustyniak

Korekta: Dominika Klepczarek, Zuzanna Szczyrba

Pisząc o kolebce nawigatorów należy zastanowić się, czy najpierw pisać o kolebce, czy też o samych nawigatorach. Bez statku bowiem nie byłoby nawigatorów, a bez nawigatorów nie było historii statku. Jednak wydaje mi się, że z naszej perspektywy ciekawie będzie zacząć opowiadanie od Nawigatorów.

W Polsce żeglarstwo, a w zasadzie żegluga istniała jeszcze przed zaborami. Gdańsk jako wielkie miasto portowe posiadał własne statki szyprów, kupców zajmujących się handlem morskim oraz prężnie rozwijającą się infrastrukturę. Jednak w tamtych czasach Gdańsk nie był bezpośrednio podległy koronie Polskiej, ale pozostawał miejscem stacjonowania polskiej floty. Był to ważny punkt strategiczny, zwłaszcza w czasach wojen ze Szwedami, warto tu chociażby wspomnieć o bitwie pod Oliwą.

Jednak nasza historia zaczyna się po zaborach, gdy Polska odzyskała niepodległość. Zrozumiano wtedy, że rozwój przemysłu w Polsce jest uzależniony od możliwości spedycyjnych, a tym samym od dostępu do morza. Po ogłoszeniu niepodległości Polska nie posiadała dostępu do morza, uzyskała go dopiero na bazie postanowień Traktatu Wersalskiego. Uzyskany w ten sposób skrawek linii brzegowej, nie posiadał żadnego większego miasta ani portu. już w 1920 roku, w trakcie wojny polsko-bolszewickiej powołano do życia szkołę morską w Tczewie. Jednak aby szkolić Nawigatorów i Mechaników którzy mieli okazać się równie ważni, jak ci pierwsi, potrzebny był statek szkolny. I tak dzięki staraniom Inspektora szkoły morskiej Gustawa Kańskiego, w tym samym roku udało się nabyć od Bark „Nest”. Żaglowiec ten rok później był już na służbie jako ORP „LWÓW”. Pozostał on
nieuzbrojoną jednostką szkolną, ponieważ szkoła w Tczewie była przejściowo pod Administracją Marynarki Wojennej.

Ale jak już wiemy nasz Okręt nie był jednostką nową, więc może tym razem od początku.

Zbudowany w 1868 w Anglii w stoczni G. R. Cloover & Co. w Birkenhead , zwodowany w 1869, zaczął służbę pasażersko-towarową otaklowany jako Fregata na trasach do Indii i Australii. Pływał wtedy pod nazwą „Chinsura” – imię statku wywodzi się prawdopodobnie od nazwy portowego miasta na rzece Hugli w Bengalu Zachodnim w Indach. Dodatkowo warto zaznaczyć że była to jedna z pierwszych konstrukcji w pełni stalowych. Od 1883 żaglowiec pływał pod nazwą „Lucco” (imię męskie – włoski odpowiednik imienia Łukasz), a w 1915, po uszkodzeniu prze silny sztorm został odkupiony przez holenderskiego armatora, który nadał mu nazwę „Nest” (gniazdo – po holendersku i angielsku).
Kpt. Ż. W. T. Ziółkowski
Kpt. Ż. W. M. Stankiewicz
Kpt. Ż. W. K. Matyjewicz – Maciejewicz

I tu znowu trzeba zmienić narrację, ponieważ polskich nawigatorów jeszcze nie było w 1921, a ktoś musiał uczyć. Jednak po odzyskaniu niepodległości wiele osób czujących się Polakami, wracało do kraju. Stąd mieliśmy bogate doświadczenia zarówno z floty niemieckiej, jak i rosyjskiej (zarówno carskiej, jak i radzieckiej). Tak więc, Pierwszym Kapitanem (a raczej, jak się przyjęło mówić na żaglowcach szkolnych szkoły morskiej w Tczewie a później w Gdyni Komendantem) został Tadeusz Ziółkowski. „Pierwszy żeglarz Rzeczpospolitej”, który Kapitanem ŻW został jeszcze przed Wielką Wojną, w marynarce handlowej Cesarstwa Niemieckiego.

„Lwów” dumnie reprezentował odrodzoną Rzeczpospolitą w rejsach po Bałtyku, Morzu Północnym, Czarnym, Śródziemnym oraz Oceanach. Niestety, ze względu na niewielkie fundusze, jakimi dysponowała Szkoła Morska, żaglowiec w znacznej części musiał sam się utrzymywać. Pracował podczas szkoleń jako statek handlowy (tramp), specjalnie w tym celu pozostawiono część ładowni.

W 1923 w trakcie rejsu do Brazylii „Lwów” po raz pierwszy w swojej historii, pod polską banderą przekroczył równik. W 1924 zaczyna się najlepiej udokumentowana część historii „Lwowa” – Komandorem zostaje w tym roku Mamert Stankiewicz „Znaczy Kapitan”. I tu zaczynają się opowieści, legendy polskiej żeglugi, tworzące historię i dające nadzieję dla kolejnych pokoleń marynarzy i żeglarzy na przeżycie czegoś ciekawego…

„Koledzy, chcąc wypróbować moją siłę, pchali coraz słabiej, zostawiając cały ciężar dla mnie. Skutek był natychmiastowy: handszpak – wykonany ze specjalnego, twardego drewna – prysł jak zapałka! Wywołało to szalony entuzjazm. Czegoś podobnego jeszcze nie widziano. Następne handszpaki pękały szybko jeden po drugim. „Duma rozpierała pierś Tenangi”. Szykowałem się właśnie do połamania pozostałych jeszcze czterech zapasowych handszpaków, gdy nadszedł pierwszy oficer. Zamiast cieszyć się razem z nami, wpadł w istny szał. Podobno zostało mu to po służbie na rosyjskim okręcie podwodnym.

Teraz cały port zapełnił się jego wibrującym na najwyższej oktawie głosem: – Da dźjaaaaabłaaaa! Cały statek pałaaaaaamiiii! Ten przeraźliwy krzyk wywołał kapitana. Zjawił się na rufie i podszedł do pierwszego oficera.

Znaczy, panie Konstanty, znaczy… co się stało? Kapitan każde swe przemówienie, każdą rozmowę zwykł był zaczynać od słowa „znaczy”. Mówił przy tym wolno, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. Trzymanie stale zaciśniętych zębów przy mówieniu należało podobno do najbardziej wytwornego sposobu wysławiania się gar-demarinów, czyli wychowanków carskiego korpusu morskiego. Żadnej mimiki, żadnych grymasów twarzy – kamienne, zastygłe oblicze o olimpijskim wyrazie. I oto teraz kapitan został nagle zmuszony do zniżenia się do spraw ziemskich.

Wszystka pałamał! Wszystkie handszpaki pałamał! Chciałem się wtrącić i powiedzieć, że jeszcze cztery zostały, ale wobec kapitana nie śmiałem. Naraz znów usłyszałem głos kapitana: – Znaczy, panie Konstanty, znaczy co? Znaczy, za silny? A potem znów straszny, przeraźliwy ryk „pierwszego”: – Nu, tak, za silny! Za silny! Wszystka łami! Wszystka! Cały statek pałami! Cały statek!!!”

„Wszystkie zapamiętane przez nas obchody trzeciomajowe rozpoczynały się od przemówień, wygłaszanych niekiedy przez ludzi, którzy byli wychowani i wykształceni w obcych szkołach, w trzech rozmaitych zaborach. Niektóre z nich przeszły jako tematy do wesołych opowiadań i anegdot. Cytowany był na przykład taki fragment przemówienia: „Otczizna nasza została podzielona na trzy czensti. Jedną wzięli Germańcy, drugą – Awstryjcy, a trzecią – my!” Fragment innego brzmiał: „Powstała ot-czizna nasza, Polska, która podzielona była na trzy nierówne połowy, a tereny jej zachwycone wojną”. W jednej ze szkół, podczas kreśleń na mapie, najlepszy wykładowca i specjalista powiedział kiedyś: – Nu, a teraz naczertim na papieru! – co w dowolnym przekładzie na jeżyk polski miało oznaczać: – A teraz nakreślimy na papierze! – Ponieważ stosunki pomiędzy wykładowcą i uczniami były prawie koleżeńskie, ci ostatni pozwolili sobie zwrócić mu uwagę, że należało powiedzieć: – Nakreślimy na papierze! Wykładowca zgodził się tylko połowicznie, mówiąc: – Nu, niech bendi nakreślim na papieru! – i dodał: – Papieżu jest w Rzymie. Mnie nie nabierzecie!”

[„Znaczy Kapitan – Karol Olgierd Borchardt”]

W ten sposób „Lwów” stawał się powoli legendą. To o nim śpiewamy „Był na Lwowie młodszy majtek, czort, Rasputin, bestia taka, że sam kręcił kabestanem i to bez handszpaka…”. Pod dowództwem Mamerta Stankiewicza „Lwów” pływał najdłużej wożąc rozmaite towary, i kształcąc doskonałych nawigatorów. Jednak wszystko z czasem się zmienia i Znaczy Kapitan został kapitanem pierwszego polskiego transatlantyka – M/S „Polonia”. W tym czasie Komandorem „Lwowa” został znany już z przytoczonego fragmentu „Konstanty” – K. Matyjewicz – Maciejewicz „Kapitan Kapitanów”, który, tak jak M. Stankiewicz, pływał we flocie rosyjskiej. Jednak kapitanem został dopiero w 1920, za czasów radzieckich, na szczęście w 1921 uzyskał pozwolenie na wyjazd do polski (repatriację). Ostatni Komendant dowodził „Lwowem” w latach 1928-29, po czym „Lwów” został zastąpiony „Darem Pomorza”, a Szkoła Morska przeniosła się z Tczewa do Gdyni. Przez kolejne 8 lat „Lwów” służył jako pływające koszary dla załóg łodzi podwodnych, po czym niestety został przekazany na złom.

Komandor K. Matyjewicz został w 1930 roku dowódcą „Daru pomorza”, ale jest to historia na kolejny artykuł. Na koniec warto podać dane techniczne „Lwowa” w trakcie służby pod polską banderą:

Długość KLW: 79m, Długość całkowita: 85,1m, Szerokość: 11,3m, Zanurzenie: 6,9m, Pojemność: 1293 BRT (1266) Takielunek: Bark trzymasztowy, ok. 1500?2 ożaglowania, Wysokość masztów: 33 / 42m w zależności od źródła, Maszyna pomocnicza: Silnik żarowy „Kromhout”, =360KM (dodano po zakupie przez szkołę morską w Tczewie), Prędkość max.: żagle – 12,5w, silnik – 6w, Załoga: stała – 35 os., uczniów – 140 os.

Źródła:
„Znaczy kapitan” – Karol O. Borchardt

https://pl.wikipedia.org/wiki/STS_Lw%C3%B3w

https://umg.edu.pl/armator/lwow http://www.zaglowce.ow.pl/polskie/lwow/index.html

https://dawnytczew.pl/forum/viewtopic.php?t=1380

Powiązane artykuły

ATLANTYK

Autor: Johny Kawczyński PRZYGODA Rejs przez Ocean. Kilkanaście dni bez cywilizacji, internetu oraz ludzi. Kara czy nagroda? Wiele osób zadaje pytanie o czynniki motywacyjne takiej…